U stóp buka leżała półmartwa dziewczyna. Słaba i krucha, zdeptana jak roślina. Drzewo podało jej swoje konary, Złapała z wdzięcznością dwoma rękami. Objęła drzewo i przytuliła Poczuła moc jego i siłę... W drzewie soki zabuzowały, Pień i korzenie mocy nabrały. Pąki w podniecie strzeliły do góry i liście dotknęły chmury... Dziewczyna widząc ten cud natury Też zapragnęła się piąć do góry. Zamknęła swoje spłakane oczy I zamieniła się w... bluszcz uroczy...
Użyła całego bluszczego uroku, Objęła pędami gruby pień wokół. Nagi tors drzewa się wnet zazielenił Buk jakby odmłodniał i jakby się zmienił. Stał się też bardziej i towarzyski, I w swoją koronę zaprasza wszystkich. Odkąd ma bluszcz, już nie jest markotny Jest przystojniejszy i nie jest samotny. Na swoim silnym i zdrowym ciele Uniósłby nawet owoców wiele. Bluszcz go ozdabia, chroni każdą porą On jest dla bluszczu życia podporą.