Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą, Haftowali ci, syneczku, smutne godziny – koszule z łez. Malowali krajobrazy w żółte ściegi powojów, Wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Odchylali ci, syneczku, drzwi od snów, co jak motyl drżą, Szli – ścieżkami zabitych – jak śladami krwi. Z wilgotnych rąk patrzyłeś jak w wykrochmaloną dal, – jak na ścianie wisieli – wyłupiaste oczy ognia.
Kiedyś będziesz jak wielki, smutny obłok, Napełniony płaczem i światłem. Gdyby mi przyszło urodzić cię znów, Urodziłabym cię w kraju innym, szczęśliwym.