Pewnego dnia coś we mnie pękło, ale tym razem w dobrą stronę. Nie było fajerwerków, nie było triumfu. Po prostu obudziłem się i… nie miałem ochoty patrzeć na nic cudze.
Jakby nagle mój mózg zatrybił: „Stary, masz swoje życie, może nie zajebiste, ale prawdziwe”.
Wolność przyszła powoli. Nie taka z filmów, tylko taka zwykła, która zaczyna się od tego, że przestajesz mieć w dupie samego siebie. Bo dopóki siebie olewasz – będziesz patrzył na innych, jakby byli bardziej warci od ciebie.
A teraz? Teraz mam w dupie to, gdzie oni są, co robią, z kim się pieprzą i jakie mają zdjęcia. Nie potrzebuję wiedzieć. Bo każde kliknięcie to jak podanie sobie trucizny – małej, ale regularnej.
I nagle poczułem coś, czego dawno nie czułem – spokój. Nie ekstazę, nie euforię. Po prostu spokój.
I to było, kurwa, piękne.
Stile di musica
Dark slow blues Male vocal gniew ulga powolne odzyskiwanie kontroli świadomość samotność