Dlaczego córko nie zbierasz kasztanów, nie wyjmujesz liści z włosów rozwianych? Boisz się unieść i polecieć do światła zamknięta w myśli kokonowych ścianach. Rodziłaś się w bólu by być motylem, wolisz zostać poczwarką niż wyjść na chwilę? W przerażeniu krzyczysz głosem motylim przed światem drapieżnym, ciemnym, zawiłym. Kto ucho przyłoży do twego kokonu słyszy pieśń dziecka spragnionego domu. Wyjdź w to jesienne popołudnie do świata, wskażę ci na których siadać kwiatach, jaki nektar pić by lecieć i nie spadać. Pierzynkami dobrych słów cię do snu utulę, skrzydła w mych ramionach rankiem rozprostujesz. Kiedy staniesz już na ziemi ludzką stopą ja będę krążyć zawsze jak motyl nad tobą.