Lời bài hát
(Zwrotka 1) Gdy słońce za horyzont powoli zstępuje, Olgierd Półkiszka na łowy się szykuje. Nie szuka kobiety, co serce zatruje, Lecz czegoś, co zmysły mu roz-ma-ra-ku-je. Wchodzi do kuchni, krawat zdejmuje, Na stole miska, a w niej coś wibruje... To owoc namiętności, co go torturuje, Już wie, co się zaraz tutaj wydarzy... (on to czuje!)
(Refren) Och, patrzcie jak Olgierd te chuje! Bierze je w dłonie, skórkę całuje. Językiem szorstkim po wierzchu maluje, Napięcie rośnie, on nie żartuje. Jak dziki ogier przy nich wariuje, Gdy lepki miąższ z nich wydobywa... i psuje! Bo nikt tak jak Olgierd nie chuje, Gdy egzotyką się delektuje.
(Zwrotka 2) Łyżeczką srebrną wnętrze penetruje, Każdą pesteczkę czule adoruje. Sok mu po brodzie gęsty spływa, kapuje, A Olgierd cicho, zmysłowo pojękuje. Wzrokiem maślanym sufit obserwuje, Gdy kwaśna słodycz w ustach eksploduje. Sąsiadka przez ścianę już nasłuchuje, Myśli, że Olgierd z kimś romansuje!
(Refren) Och, patrzcie jak Olgierd te chuje! Bierze je w dłonie, skórkę całuje. Językiem szorstkim po wierzchu maluje, Napięcie rośnie, on nie żartuje. Jak dziki ogier przy nich wariuje, Gdy lepki miąższ z nich wydobywa... i psuje! Bo nikt tak jak Olgierd nie chuje, Gdy egzotyką się delektuje.
(Bridge – Mowa/Szept) (Muzyka cichnie, słychać tylko rytmiczny bas) On nie gryzie... on zasysa. On nie połyka... on smakuje. Olgierd Półkiszka. On... dominuje. On... konsumuje. On... te owoce po prostu... Rozpracowuje.
(Refren – Finał z przytupem) Bo Olgierd namiętnie te chuje! Gdy nocna cisza wkoło panuje. Ostatnią kroplę z denka zlizuje, I nową ofiarę już wypatruje. Kto raz zobaczył, jak on ucztuje, Tego ten widok na zawsze zszokuje. Tak Półkiszka miłość swą pieczętuje... Kocha owoce. I nie, nie żałuje!
(Outro) (Głośne westchnienie) Mmm... jak smakuje... (Cisza)