Text
Na pograniczu Redanii, gdzie kurz z dróg łączy się z zapachem spoconych koni, istniał magazyn — niby zwyczajny, ale przeklęty pracą jak stara wiejska karczma przeklęta przez upiory.
Robotnicy tyrają tam jak woły pod batem nilfgaardzkiego nadzorcy. Skrzynie, pakunki, towary z Mahakamu, przyprawy z Ofiru — wszystko to czeka, by wyruszyć w świat. Ale czas leci, zleceń przybywa, a terminy skrzypią jak stare zawiasy w zamku Kaer Morhen.
I wtedy pojawia się on — Kierownik z Kucykiem, zwany przez lud "Panem Spóźnienia", a przez załogę... lepiej nie powtarzać.
Wszystko by jeszcze jakoś szło, gdyby nie to, że ów jegomość większość dnia spędza w cieniu składu, sącząc korzenne piwo i zaczytując się w listach gończych, których sam nigdy nie rozsyłał. Zamiast wpisywać zamówienia w księgi, wzdycha ciężko i rzecze:
„Nie dzisiaj, chłopy... dzisiaj jest dzień na kontemplację... jutro zapiszę... może.”
A w tym czasie kupcy z Oxenfurtu rwą sobie włosy z głowy, krasnoludy złorzeczą na opóźnione dostawy, a elfy z Dol Blathanna posyłają pogardliwe spojrzenia.
Wiedźmin Geralt, gdyby to zobaczył, powiedziałby tylko:
„Hmm. Gdybyś był potworem, już bym cię zarąbał.”
Ale kierownik to nie potwór. To gorzej — to urzędnik bez pośpiechu.