Wydawało mi się, że pędzę do ciebie z prędkością światła. Jakaż to była ułuda. Leżąc w białym puchu niegdyś gdakających kur zasmuciłam się. Spojrzałam w Słońce, było przede mną i będzie długo po mnie. Zamknęłam się w powiekach i mogłam wszystko: być z Tobą, wtapiać się w zapach poczuć dotyk i szczęście zapomnieć o tym, że mnie okradłeś, zabrałeś wszystko, odarłeś z siebie... Znów biegam po łące pełnej kwiatów i odgłosów naszej matki Ziemi. W górze błękit gdzieniegdzie przetkany szarością tylko trawa ma kolor twoich oczu... Nie wstanę. Przecież nie zjemy razem śniadania. Paryskie uliczne kafejki i ten zapach parzonej kawy Przy łóżku stoi nasze jedyne wspólne zdjęcie.