tekst piosenki
Matka Pagaja – zjebana, gnijąca kurwa z osiedla,
Cipsko rozjebane na tyle, że wygląda jak po wojnie w Stalingradzie.
Ruchała się z każdym – z białasami, murzynami, cyganami, psami z podwórka,
Byle tylko kutasa wpakować, brała w dupę, w gardło, w tę zasyfioną szparkę.
W pipie ma strupy wielkości pięści, ropiejące wrzody i kurewskie krosty,
Śmierdzi jak otwarty kibelek po miesiącu bez spłuczki – syf, gnój i resztki spermy.
Murzyny wpakowywali jej takie grube pały, że jej macica wyskoczyła na zewnątrz,
A ona dalej błagała o więcej, bo to uzależniona spermożerna szmata bez dna.
Pagaj, twój stary to pewnie jakiś randomowy murzyn z kolejki po kebaba,
Bo twoja mama brała na raz po pięciu, aż jej cipsko pękało z trzaskiem.
Strupy schodzą jej płatami, jak skóra po poparzeniu kwasem,
A w środku pełno rzężących robaków żrących resztki po tych orgiach.
Królowa jebanka, rekordzistka w ilości wpuszczonych fiutów – tysiące, kurwa, miliony,
Teraz ma w szparze dziurę tak wielką, że echo odbija jak w kanionie.
Synu, spierdalaj z tym syfem w genach – twoja matka to chodząca choroba weneryczna,
Publiczna spermosraca, gnijący kibel na nogach, zjebana dziwka do końca życia.
Jakby ktoś wsadził łeb w jej cipę, to by się udusił od smrodu i ropy,
Pagaj, twoja stara to największy śmieć pod słońcem – pierdol się razem z nią, chuju!