Songteksten
To w Sanoku, tuż przy rynku, Kościół chlania i wyszynku,
Przy żydowskiej jest na mapie, z kija złoty nektar kapie,
Nas o dowód nie pytali, wszyscy tu z ochotą chlali,
kasa miała iść na korki, znów przechlana, alko wtorki,
środy, czwartki, przy weekendzie, browar chlany, nigdy w pędzie,
na spokojnie, na wesoło, gwar, śmiech, cycki naokoło,
to pieśń z czasów co minęły, w morzu wódki utonęły,
lecz te chwile trwają w nas, nieśmiertelne Alcatraz,
Mija już druga dekada, każdy jakoś życie składa,
Zegar cyka jak cykada, starzy mówili ne nada,
A my z uporem maniaka, w czapkę piątak do piątaka,
Jak się czterech uzbierało, szybko w flaszkę się wjeżdżało,
Czysta w gardziel jak paliwo, zimna że aż pęka szkliwo,
Cyklicznie, jak pełnia nów, za tydzień powtórka znów,
Skacze małpa na gumie, bez słów każdy się rozumie,
Jeszcze jeden, jeszcze raz, nieśmiertelne ALcartaz.
Ref. Tam gdzie browar leeeje sie, alpejska gdy kicha ssieee,
Gdzie kelnerki są cycaaate, w powietrzu zajeżdża baaaatem,
Tam instynkt prowadzi nas, nieśmietelne Alcatraz.
Druga zwrotka, tydzień zaczniemy od środka,
Ta ostatnia osiemnastka, nikt nie wiedział co to rasta,
Wóda nas sponiewierała, poniedziałek nam zabrała,
Wtorek wyjęty z pamięci, przyszła środa mózg zakręcił,
Coś jak silnik od trabanta, za zdrowie solenizanta,
trzeba wypić jeszcze raz, na kaca jeszcze nie czas,
Gorzka pani już nie kusi, zaraz klina mus nam wdusić,
Na to miejsce jest i czas, w nieśmiertelnym Alcatraz.
Leżak lali po pięć złotych, zimny kufel już się poci,
Gyros podkład zrobi mocny, podstawa wojaży nocnych,
Gdzieś na chwilę przed północą kelnereczki nas wyproszą,
Imba to dopiero będzie, na grosar truchtem czym prędzej,
Tam rozpierdol i boruta, ktoś przy wejściu zgubił buta,
Któraś cnotę tuż za krzakiem, ktoś opuścił kibel rakiem,
Nasza grupa mocno zwarta, noc przed nami wciąż otwarta,
A już jutro przyjdzie czas, wspomnień w naszym Alcatraz.
Ref. Tam gdzie browar leeeeje sie, alpejska gdy kicha ssieee,
Gdzie kelnerki są cycaaate, w powietrzu zajeżdża baaatem,
Tam instynkt prowadzi nas, nieśmiertelne Alcatraz.
Dzisiaj dwa zero dwa cztery, co z tym światem do cholery,
Pesel nie chce cofać się, zaraz chrystusowy wiek,
My wracamy ciągle tam, gdzie stał pełen piwa kran,
Gdzie niejedna stówa poszła i niejeden w mordę dostał,
Po hokeju było święto, w tym Sanoka tkwiło piękno,
Że knajpa pękała w szwach, głosów wrzask i kufli trzask,
Cała wiara tam zmierzała, nalać napchać kichę chciała,
Teraz został wspomnień blask, bo zarżnęli Alcatraz.
To z pamięci nam nie zginie, czas nam tego nie zabije,
Cośmy wzięli to już nasze, włożyliśmy mózg pod prasę,
Czcionka w zwoje nam się wbiła, czarne na białym wybiła,
Wracamy tam - choć minęły wieki, lecz dziś - zamykając powieki,
Przed oczami rozciąga się, krajobraz prosty lecz piękny jak sen,
Jak dzisiaj złapać mamy zen, jak złapać minionych czasów tlen,
I to nigdy nie umrze w nas, choć zarżnęli Alcatraz.